La Parisienne, czyli zapomniany koncept od Pontiaca. Tak, przetrwał do dzisiaj
Zaprezentowany na Motoramie w 1953 roku, La Parisienne miał nostalgiczną stylizację. Choć może się wydawać, że to zwyczajny samochód seryjny, to dodatki dodawały mu szyku!
Elegancja i szyk spod znaku Pontiaca
Choć La Parisienne oparto na modelu Cheftain z 1953 roku, to wprowadzone obszerne modyfikacje pozwoliły stworzyć ten niesamowity koncept i odejść od seryjnej klasyki Pontiaca w stronę luksusu i elegancji.
Na wstępie warto zaznaczyć, że pomimo wykorzystania standardowego podwozia, nigdy nie planowano seryjnej produkcji „Paryżanki”. Koncept miał za to jedno ważne zadanie: miał zaimponować potencjalnym nabywcom Pontiaca i ich zachwycić. I rzeczywiście zachwycił, choć tak w zasadzie dopiero wiele lat później.
„Nadwozie landau” – czyli co?
Elementem, który bez wątpienia przyciąga wzrok w Pontiacu Parisienne, jest jego dach i długa, niska linia nadwozia. Był o 7 cali (niecałe 18 centymetrów) niższy od seryjnego Pontiaca i miał zaledwie 56 cali wysokości. To naprawdę niewiele! Wyobraźcie sobie, że gdy wpisywałam w wyszukiwarkę jego wysokość, ta poleciła mi… telewizory.
Wykonany z włókna szklanego dach Parisienne zakrywał jedynie przedział pasażerski, pozostawiając tym samym otwarty przedział kierowcy, a w zasadzie szofera. Choć w oficjalnych broszurach pojawiała się informacja, że tą otwartą przestrzeń można zamknąć specjalną kopułą z pleksiglasu, to nie znalazłam jednak żadnego zdjęcia potwierdzającego, że taka kopuła w ogóle istniała.
Zwracam w tym miejscu Waszą uwagę na fakt, że w „Paryżance” nie ma okien dla pasażera. Jest za to zachwycająca i zawinięta tylna szybka, która zapewne poprawiała – dość słabą – widoczność.
Pontiac Parisienne przypomina mi stworzone przez Raymonda Loewy’ego Lincolny z dachem właśnie typu landau. Co ciekawe, Lincoln proponował to rozwiązanie już na początku lat czterdziestych ubiegłego wieku, a więc ponad dziesięć lat wcześniej.
Skóra, automatycznie przesuwające się fotele, czyli… liczy się wnętrze!
Powiew luksusu można było poczuć i z wewnątrz auta. Po otworzeniu drzwi, przednie siedzenia automatycznie przesuwały się do przodu, co umożliwiało łatwiejszy dostęp do miejsc z tyłu. Przednie fotele pokryto różową skórą , natomiast z tyłu znalazła się pokaźna kanapa obita beżowo – czarnym nylonem. Zwróćcie uwagę, że chromowana krawędź dachu zaczynała się tuż za głową kierowcy. Trzeba było uważać, by nie nabić sobie eleganckiego i stylowego guza. 😉
Problem ten rozwiązywałaby co prawda szumnie zapowiadana kopuła z plexiglasu, ale ta – jak już pisałam – prawdopodobnie nigdy nie powstała.
Bym zapomniała! Pod maską Pontiaca Parisienne znalazł się standardowy, ośmiorzędowy silnik o mocy 122 KM ze skrzynią Hydra-Matic.
W 1954 rok, „Paryżanka” weszła odświeżona – otrzymała nowy grill i została przemalowana. Oficjalną i elegancką czerń zastąpiono jaśniejszym kolorem w odcieniu błękitu i srebra, a różową skórę na fotelach zmieniono na białą.
Historia ze szczęśliwym zakończeniem i Joe Bortz
Jak już zapewne wiecie, wiele zachwycających i niesamowitych konceptów uległo zniszczeniu po swoim czasie chwały. Ale nie La Parisienne! Kilka źródeł mówi, że w 1954 roku „Paryżanka” została wysłana do dealera Pontiaca i to dzięki temu przetrwała nienaruszona.
W 1959 roku została sprzedana do Michigan, a dwadzieścia lat później trafiła do handlarza antykami w New Jersey. Lata osiemdziesiąte okazały się przełomem w dalszych losach naszej „Paryżanki”. Została odkupiona przez Joe Bortza, odrestaurowana, przywrócona do stanu z 1953 roku i zasiliła jego imponującą kolekcję samochodów marzeń.
PS Nowych tekstów uważnie wypatrujcie niezmiennie w każdy poniedziałek, ale też… czwartek!
Poprzednie teksty Oli: