Spełnione marzenie: pracujący klasyk na wyłączność. Oto Zosia i jej Żuk
Ja i mój pracujący klasyk poznaliśmy się prawie dwa lata temu. Stałam na polu między Wałem Wiślanym a ostatnimi warszawskimi blokami, on był za płotem.
Pracujący klasyk i ja spoglądaliśmy na siebie z odległości kilku metrów. Stał w jednym z gospodarstw w Nowodworach. Jak się okazało, jeszcze niedawno Żuk woził kwiatki. I chyba warzywa też, bo ma w środku nalepkę z napisem „ogórki kiszone” . Któregoś dnia odwiedziłam go po jego stronie ogrodzenia. Potem bywałam tam od czasu do czasu, bo mieszkam jakieś 200 metrów dalej. W końcu zauważyłam, że Żuczek stoi na zewnątrz, a nie na posesji. Nieco się zaniepokoiłam. Wtedy pierwszy raz usłyszałam, że Żuk może pójść na złom. Stało się jasne, co będzie się działo dalej.
Po paru miesiącach podpisaliśmy umowę kupna-sprzedaży. To było we wrześniu zeszłego roku. Żuczek ledwo dojechał kilka kilometrów dalej do zaprzyjaźnionego warsztatu. Tam zupełnie odmówił posłuszeństwa. Do miejsca, gdzie teraz garażuje, dotarł na lawecie.
Miałam go tam przezimować, a potem sprzedać w dobre ręce. Nigdy nie planowałam zakupu Żuka ani w ogóle żadnego klasyka, bo przecież tylko przerzucam ich zdjęcia na Pracujących Klasykach, które współprowadzę. Sama nic bym nie potrafiła naprawić w starych maszynach. Myślałam, że pozostanę przy oglądaniu i zachwycaniu się na odległość.
Pracujący klasyk na wyłączność. I co dalej?
Żuk został w grudniu przeholowany do hali, gdzie mógł być dalej reanimowany. Szukając kogoś, komu mogłabym zlecić naprawę, zagadałam do Kamila. On sam ma kilka klasyków, w tym Żuka. Tak zaczęła się nasza żukowa przyjaźń, której tyle zawdzięczam. Żuczek miał problem z podawaniem paliwa, trzeba było wymienić pływak. Wtedy odpalił. Na próbę wsiadłam za kierownicę. Kilka wcześniejszych prób jeżdżenia Żukami nie wypadło w moim przypadku zbyt pomyślnie. Szło mi dość topornie.
Tym razem po prostu wsiadłam i pojechałam, robiłam ósemki po dużej hali bez kłopotu. Nigdy bym się nie spodziewała, że może mi to przyjść tak lekko. Wcześniej często śniło mi się, że jadę tym Żukiem, a teraz to się działo naprawdę. Najpierw jechałam powoli, potem czułam się coraz pewniej.
Na dużym, zamkniętym terenie pofabrycznym mogłam ćwiczyć jazdę. Kilka godzin mijało za każdym razem jak pół godziny. Latem pierwszy raz wyjechałam nim na ulicę, dojechałam do Jabłonny, innym razem do Nieporętu i Zegrzynka, a teraz z okolic Ożarowa na Żerań.
Nie wiadomo kiedy spełniło się moje marzenie o jeżdżeniu własnym Żukiem, pracującym klasykiem. Nie wierzyłam, że to będzie realne. Co dalej? To się okaże. Dobro Żuczka jest najważniejsze, najchętniej zostałabym z nim na stałe.
Póki co z poważniejszych napraw, pracujący klasyk zaliczył remont gaźnika, zdejmowanie głowicy, remont głowicy, wymianę uszczelki pod głowicą, zakładanie głowicy, czyszczenie chłodnicy. Hamulce są wspaniałe, podobnie skrzynia biegów, nie wymagają póki co żadnej interwencji. Blacharka i zawieszenie są do roboty. Żuk to dla mnie zdecydowanie więcej niż pojazd. Zresztą mam tak z każdym samochodem, zwłaszcza pracującym klasykiem.
Klasyczna motoryzacja widziana oczami dziewczyn
Ale zaraz zaraz, Julia poprosiła mnie o napisanie paru zdań o „klasycznej motoryzacji widzianej oczami dziewczyn”. Tymczasem ja szczerze mówiąc zupełnie nie myślę o tym w ten sposób. Oczywiście wiem, że jestem w pewnym sensie ciekawostką, bo kobiet zachwyconych klasycznymi dostawczakami czy ciężarówkami wiele nie jest.
Na Pracujących Klasykach lekko licząc 99 proc. wysyłających zdjęcia i komentujących to mężczyźni. Jak się zastanowić to prawie wszyscy moi znajomi to też mężczyźni. Kobiety zainteresowane takimi tematami też się trafiają, jak najbardziej, ale to sporadyczne przypadki. Być może z samochodami osobowymi jest inaczej? Nie wiem, trudno mi to ocenić i zupełnie się nad tym nie zastanawiam.
Czy płeć jakoś wpływa na moje doświadczenie z klasykami?
Pośrednio na pewno tak, bo niektóre rzeczy wymagają siły fizycznej, której mi brakuje. Nie daję na przykład rady domknąć maski w moim Żuku, bo trzeba mocno docisnąć. Brak wspomagania podczas jazdy po ulicy nie jest żadną przeszkodą, ale kręcenie kierownicą w trakcie bardzo powolnej jazdy czy “zawracania na trzy”i tym podobnych manewrów, wymaga ode mnie sporego wysiłku.
A może czułość to „kobiece spojrzenie” na motoryzację?
Cóż, jako współprowadząca Pracujących Klasyków mogłabym niejedno powiedzieć o twardzielach i weteranach szos, którzy opowiadają nam ze wzruszeniem o swoich „kochanych Jelonkach”, widywałam też facetów przytulających Żuki A czy kobiety są gorszymi kierowcami, jak to się często uważa? Ja niestety nigdy chyba nie będę mistrzem kierownicy. Jak to wygląda statystycznie, tego nie wiem. I wydaje mi się, że życie jest za krótkie, żeby się tym aż tak przejmować, choć oczywiście na naukę nigdy nie jest za późno. Na szczęście jestem tego troszkę przykładem.
W każdym razie cieszę się każdą chwilą spędzoną z klasykami, mimo chwil zwątpienia w swoje siły, mam z tego wielką frajdę i staram się zrobić dla samochodów tyle dobrego, ile się da, czego ŻUCZĘ wszystkim fanom motoryzacji – płci wszelakiej A wiadomość z ostatniej chwili jest taka, że dziś w ramach kolejnej akcji ratowniczej kupiłam drugiego Żuka! Tym razem skrzyniowy w gazie z plandeką!