#BackTo50s, felieton

Amerykańskie koncepty: przyszłość, która nie nadeszła

Amerykańskie koncepty… Czy jesteście ciekawi, jak ponad pięćdziesiąt lat temu wyobrażano sobie przyszłość w motoryzacji, i jakie cuda wtedy wymyślano? Przygotowałam dla Was tekst, który zabierze Was w przyszłość – tylko taką troszkę inną, bo z lat pięćdziesiątych.

Viva Las… Atom i kosmos!

Mówi się, że lata pięćdziesiąte to Era Atomu (przyp. Atomic Age). Panujące przekonanie o dobru, jakie niesie ze sobą energia jądrowej oraz nieograniczony entuzjazm wobec niej, bezsprzecznie zostawiły swój ślad w każdej dziedzinie życia Amerykanów. Mało brakowało, a Elvis nie mógłby śpiewać o Las Vegas! Testy atomowe na pustyni stały się do tego stopnia popularną atrakcją turystyczną, że nieodległą stolicę hazardu przemianowano na Atomic City.

Ale połowa ubiegłego wieku to nie tylko zachwyt energią jądrową i bagatelizowanie jej ewentualnych niebezpieczeństw. Jest to także czas ogromnej fascynacji kosmosem, jak i podróżami kosmicznymi. Właśnie dlatego okres ten również określa się jako Space Age. W motoryzacji nurt ten wyrażał się poprzez np. ogromne skrzydła umieszczane na samochodach, czy lampach do złudzenia przypominające silniki odrzutowe.

Przygotowałam dziś dla Was zestawienie pięciu amerykańskich konceptów, w których wpływy zarówno Space, jak i Atomic Age, są najbardziej widoczne. Wiele z tych samochodów przyszłości, pomimo upływu lat, wciąż zdumiewa i robi wrażenie.

1. GM LeSabre (’51)

Ten pomysł od General Motor, był ogromnym krokiem naprzód w powojennej amerykańskiej motoryzacji. Była to pierwsza tak wyraźna próba połączenia samochodu i odrzutowca. Wystarczy spojrzeć na charakterystyczne elementy przypominające swoim wyglądem silnik odrzutowy.

2. Ford Atmos (’54)

To kwintesencja Atomic Age, o którym pisałam na samym początku. Kształt, skrzydła, przeźroczysty dach i ten tył… Myślę, że koncept śmiało można określić mianem myśliwca na kołach. Wyobraźcie sobie, że nie przewidziano tutaj nawet zwyczajnej, poczciwej kierownicy.

Zamiast niej kierowca obsługiwał po prostu parę drążków sterujących z centralnie umieszczonego siedzenia kierowcy. A może już siedzenia pilota…?

3. Ford Nucleon (’58)

Koncept nie miał silnika spalinowego, a jego wyjątkowość polegała na wykorzystaniu energii jądrowej jako głównego napędu. Charakterystycznie wysunięta do przodu kabina auta miała zapewnić kierowcy i jego pasażerom lepszą ochronę przed reaktorem, a także lepsze wyważenie środka ciężkości, bo zarówno reaktor, jak i związana z nim osłona, swoje oczywiście ważyły.

4. GM Firebird I, II i III (1953/1956/1958 rok)

Na długo przed użyciem nazwy Firebird w modelu produkcyjnym, General Motors wyprodukował kilka samochodów koncepcyjnych o tej samej nazwie, które były jednymi z najbardziej ambitnych w historii. Wyglądały niesamowicie i zawierały takie futurystyczne innowacje, jak napęd turbinowy czy samopoziomujące zawieszenie.

5. Chrysler Turboflite (’61)

Samochód zdecydowanie wykraczał daleko poza linię produktów Chryslera. Turboflite wygląda specyficznie i nie oszukujmy się – jest po prostu brzydki. Front auta został celowo zmniejszony, by zminimalizować opór powietrza. W tak futurystycznym projekcie nie było również miejsca na „zwyczajny” dach. Turboflite został więc wyposażony w szklaną „pokrywkę”, automatycznie odchylającą się po naciśnięciu klamki. Niektóre pomysły z tego konceptu wykorzystano później w innych modelach, na przykład światła stop na poziomie oczu czy ogromny spoiler.

Amerykańskie koncepty to dla mnie temat rzeka. Mam nadzieję, że choć troszkę udało mi się Was nimi zainteresować. Ciekawe, jak wyglądałaby dzisiejsza motoryzacja, gdyby wszystkie futurystyczne projekty sprzed lat trafiły do seryjnej produkcji. Dziś są czymś niesamowicie fascynującym i intrygującym. To taka przyszłość, która nigdy nie nadeszła…

Mrs. Petrolhead