felieton

Golf II – od dwóch lat u mnie. Czy warto inwestować w samochody z przebiegiem 60 tys. km?

Golf II trafił do mnie dwa lata temu. Postanowiłam wykorzystać tę rocznicę i spisałam przemyślenia. Tak, postaram się odpowiedzieć na pytanie, czy to JUŻ klasyk.

Golf II – jedni go kochają, inni nienawidzą. Nie bez powodu zestawiany był w czasach swojej świetności między innymi z Polonezami. Są siebie warte, jednak jak to się dzieje, że Polonezy Polacy kochają, a Golfami… gardzą? A co mi tam, zapraszam na felieton!

Golf II – i o co to wielkie halo?

Golf II marzył mi się od dawna. Zapytacie: dlaczego? Już dawno upodobałam sobie kanciaste kształty w samochodach i myślałam, że właśnie to auto będzie spełnieniem moich marzeń. To na nim uczyłam się mechaniki, to on dostał ode mnie pierwsze żółte blachy.

Egzemplarz, który kupiłam równo 18 grudnia 2018 roku upatrzyłam sobie na długo przed pierwszymi oględzinami. Pod maską do dzisiaj skrywa silnik o pojemności 1.3 i mocy 54 KM na gaźniku. Możecie śmiało stwierdzić, że jedynie auta z tym silnikiem miały szansę przetrwać do dzisiaj w najlepszym stanie. I w pełni się z tym zgodzę.

W naszej recenzji możecie dowiedzieć się, między innymi dlaczego ten egzemplarz jest tak wyjątkowy i czemu w ogóle warto o nim mówić. To wersja „TOUR”, produkowana jedynie w maju 1988 roku. Charakteryzowała się ciekawą tapicerką, kolorem „space gray” i barwionymi na zielono szybami.

Tak, to tyle. Jednak nim parskniecie śmiechem dodam, że w momencie zakupu auto miało przebieg równy 60 tys. kilometrów, a wszystko w nim wyglądało nie-na-gan-nie. Serio.

Tym mnie ujął i już wiedziałam, że nie zamienię go na żaden inny egzemplarz. Bardzo szybko okazało się jednak, że 30-letnie auto z takim przebiegiem od razu narażone jest na wyplucie wszystkich uszczelek. I tak: poszła uszczelka pod głowicą, zaczął lać się olej, a swoje rozpoczęcie sezonu w kwietniu 2019 roku zakończył dumnie na lawecie. Najprawdopodobniej, jakieś 10-15 lat nim go kupiłam, auto przestało w garażu. Gdy się wreszcie odpowiednio nagrzało i pojeździło, wszystkie uszczelki dały o sobie znać.

Jednak co by nie mówić – to był jego jedyny raz, kiedy zaniemógł. Bardzo szybko zrozumiałam, że w tym aucie połowę napraw mogę wykonać sama. Golf trafił na garażowanie do NEO Garage, gdzie w maju 2019 roku wypełnił jeszcze na wskroś pustą halę.

Żółte tablice. Oszalała?!

Gdy doprowadziłam go do kultury, wiedziałam, że będę chciała założyć my żółte tablice. Oczywiście od razu pojawił się śmiech na sali, no bo jak to tak: starsze Mercedesy nieraz nie mogą się takich doczekać, pomimo spełnionych zasad, a tutaj nagle Golf II? Nic z tego.

Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Opinia rzeczoznawcy, wszystkie potrzebne dokumenty wypełnione, czas zawieźć papiery do Mazowieckiego Konserwatora Zabytków. Nie minęło więcej niż dwa tygodnie, dostałam pozytywną odpowiedź.

Golf teraz musiał jedynie przejść pozytywnie przegląd i ta-dam! Żółte tablice na wyciągnięcie ręki. Na pewno możecie wyobrazić sobie miny wszystkich niedowiarków, kiedy pojawiłam się na mieście w nowym wydaniu. Niezapomniane chwile!

Wtedy też pierwszy raz poczułam bliską więź z Golfem i postanowiłam, że nigdy go nie sprzedam. Dokładnie dzisiaj mijają nam dwa lata wspólnego przemierzania dróg. Auto ma na liczniku niecałe 66 tys. kilometrów.

Staram się nim jeździć regularnie, jednak nie oszukujmy się – zimę spędza w ocieplanym garażu. Szykuje mu się także wymiana tylnej belki, która – jak to w Golfach II – uwielbia korodować.

Co przyniesie następny rok? To się okaże. Wydaje mi się, że każdy ma takie auto, które uwielbia i wie, że będzie z nim na zawsze. Ja Golfa uwielbiam właśnie za to, że poniekąd jest wyjątkowy i czuję się w nim jak w nowym aucie. Uczucie – nie do podrobienia.