felieton

Jeździł Wołgą w dieslu, Mercedesem S-klasą, a teraz małym Tico. Taksówkarz z Bytomia pomaga ludziom!

Taksówkarz z Bytomia, pan Kazimierz Mróz, to lokalna legenda. Od 41 lat jest taksówkarzem i woził ludzi niejednym autem. Teraz pomaga ludziom w trudnych czasach.

Taksówkarz z Bytomia w zawodzie siedzi od ponad 41 lat. Przez cały ten czas zmieniał auta, poznał setki ludzi, dorobił się stałych klientów. To właśnie im dzisiaj pomaga – robi zakupy, dowozi leki. Daewoo Tico jest idealnym do tego autem – mało pali, nie psuje się. Czego chcieć więcej?

Taksówkarz z Bytomia jako agent 007

W Bytomiu zaczynał swoją przygodę z taksówkarstwem w wieku 31 lat. Wtedy to po półrocznym kursie, był to grudzień 1979 roku, wsiadł do swojego pierwszego auta. Był to składany z kilku Wartburg, na którego ówczesna milicja nie patrzyła wcale przychylnym okiem.

Zardzewiałe, obite, ale co mogłem zrobić?

– pyta pan Kazimierz.

Z milicją jednak starał się żyć dobrze, nie chciał mieć problemów. Tajemnic klientów jednak nie zdradzał. Oddzielał pracę od rozmów towarzyskich. Bytom w latach 80. tętnił życiem – otwarte były kopalnie, huty, setki sklepów Klientów w Barbórkę woził za darmo.

Po rozpadającym się Wartburgu pojawił się Mercedes W115. Później pierwsza w mieście Wołga z silnikiem diesla. Pan Kazimierz nie musiał więc czekać na kartki, mógł jeździć do woli.

Patryk Osadnik /dziennikzachodni.pl

Mercedes S-klasa – wszyscy w mieście mu jej zazdrościli

Po zmianie ustroju, pan Kazimierz dorobił się nawet Mercedesa S-klasy. Całe miasto mu jej zazdrościło i ludzie gadali, że pewnie musiał sporo się nakraść, żeby ją kupić. Pan Kazimierz po prostu umiał ciężko pracować i oszczędzać.

Dokładnie był to Mercedes S600. Jak wspomina, do kościoła dowiózł nim około siedemdziesięciu młodych par. Jak wspomina, nie brakowało też przygód.

Jedziemy z klientem do Warszawy, straszny korek, a tutaj nagle koguty w lusterkach, jadą same limuzyny, jakaś rządowa kolumna. Mijają nas, a on do mnie: „Dawaj za nimi!”. Pojechałem, nikt nas nie zatrzymał, wszyscy myśleli, że jedziemy razem z nimi.

– opowiada.

Trzykrotnie próbowano go też okraść. Napastnika, z pomocą innego kierowcy, udało się złapać. Później okazało się, że tych dwóch złodziei poszukiwała policja od blisko czterech lat.

Patryk Osadnik /dziennikzachodni.pl

Kierowca 007 z dobrym sercem

W 2001 roku pan Kazimierz przerobił motorynkę firmy Romet na rikszę, którą woził ludzi po Bytomiu i Piekarach Śląskich. Wtedy na rikszy i w taksówce towarzyszyła mu małpa. Rezus, czyli makak królewski. Miał być ciekawą atrakcją.

Po kilku latach pozbył się w końcu S600 i zaczął chwalić Mercedesy W123, tak zwane beczki. To najlepsze auta, jakie miał. Dwanaście lat temu Kazimierz Mróz oficjalnie przeszedł na emeryturę, ale z taksówki nie zrezygnował. Przesiadł się jednak do mniejszego i tańszego w utrzymaniu samochodu.

Daewoo Tico jest tanie w utrzymaniu i się nie psuje. Może więc jeździć nim i pomagać swoim klientom. Kupuje im leki, dowozi zakupy, zawozi do lekarzy. Jest agentem 007 do zadań specjalnych. Kiedy jest potrzeby, wyciąga z kieszeni kultową Nokię 3310.

Jak się okazało, jego pomoc jest szczególnie potrzebna w czasach pandemii. Pan Kazimierz kocha Bytom, tutaj się wychował i mieszkał całe życie, nie wyobraża sobie siebie gdzie indziej.

Informacje i zdjęcie główne: Patryk Osadnik /dziennikzachodni.pl