#BackTo50s, felieton

Buick Y-Job, czyli kilka słów o pierwszym koncepcie od General Motors

Zapewne nie raz, nie dwa, zdarzyło Wam się widzieć jakieś prototypy czy koncepty. To właśnie one służą producentom samochodów do testowania i prezentowania nowych rozwiązań.

Bucik Y-Job to jeden z takich konceptów, które pomagają sprawdzić, jak auto przyjmie szersza publiczność. Czy zastanawialiście się jednak kiedyś, jak to wszystko się zaczęło? Kto był „pradziadkiem” dla wszystkich powstałych później concept-carów?

Dawno, dawno temu…

Prace nad pierwszym samochodem marzeń rozpoczęły się dużo wcześniej, niż może się wydawać. Ukończono je już tak w zasadzie w 1938 roku! Zapamiętajcie tutaj pana o nazwisku Earl – to pierwszy i główny projektant General Motors, na którego koncie znajduje się mnóstwo niesamowitych projektów, odbijających się zresztą szerokim echem przez następne dziesięciolecia. I to od niego się wszystko zaczęło: właśnie Harley J. Earl zainicjował prace nad projektem o nazwie Buick Y-Job, pradziadkiem wszystkich samochodów koncepcyjnych świata.

Było to wspólne przedsięwzięcie General Motors – Earl dostarczył inspiracje i wizję, a główny inżynier Buicka nadzorował budowę projektu, do którego stworzenia wykorzystano podwozie Buicka Century. Zaznaczam tutaj, że od samego początku nie brano nawet pod uwagę seryjnej produkcji Y – Joba. Został stworzony wyłącznie w celu testowania nowych pomysłów GM, z których wiele trafiło później na linie produkcyjne np. w Cadillacu i oczywiście Buicku. Niektóre pomysły skopiowano nawet w fabrykach Forda!

Harley Earl w towarzystwie Buicka Y-Job

Nie tylko wnętrze się liczy

Szczerze przyznam, że jeśli chodzi o sam silnik i jego osiągi, to nie za bardzo jest o czym pisać. Nic wyjątkowego – pod maską 8 cylindrowy silnik o pojemności niewiele większej niż 5 litrów i mocy 141 KM. O wiele więcej napisać można za to o wyglądzie i ciekawych innowacjach, w jakie wyposażono tego Buicka.

Po ponad osiemdziesięciu latach od zaprezentowania go światu, nadwozie auta wciąż robi niesamowite wrażenie. Opływowy kształt Y-Joba podkreślały niespotykane wówczas koła w rozmiarze raptem 13 cali. Sprawiły, że samochód wyglądał na jeszcze dłuższy i niższy, niż był w rzeczywistości. Ponadto, w Buicku znalazły się elektryczne szyby oraz sterowany miękki dach, który całkowicie chował się w bagażnik po złożeniu.

Rzucające się w oczy poziome chromowane elementy, nachylona podwójna szyba przednia czy błotniki zlewające się z nadwoziem i brak konwencjonalnych klamek – wszystko to bez wątpienia poprawiło aerodynamikę, ale także nadało Buickowi ten jego niesamowity, futurystyczny wygląd. Zapewne ciekawi Was, gdzie ukryto reflektory? One także były sterowane elektrycznie – przyjrzyjcie się uważnie, a na pewno zauważycie ich zarys z przodu.

Harley Earl za sterami Y-Job

Buick Y-Job – daily z przyszłości

Harley Earl lubił niekonwencjonalne rozwiązania. Wyobraźcie sobie, że jeździł tym Buickiem na co dzień. Myślę, że on dziś robiłby wrażenie, a co dopiero w latach czterdziestych ubiegłego wieku! Zresztą, Earl jeździł każdym zaprojektowanym przez siebie konceptem. W latach pięćdziesiątych poruszał się na co dzień np. GM Le Sabre, o którym również postaram się Wam kiedyś tutaj kilka słów napisać.

Samochody marzeń mają to do siebie, że są „świeże” i „nowe” bardzo krótko. Buick Y-Job powtórzył tę tendencję. Jego innowacyjna stylistyka i zaawansowane funkcje z czasem zbladły. Choć wiele z ciekawych konceptów przepadło i uległo zniszczeniu, tak zakończenie tej historii wcale nie jest smutne. Auto, co prawda, przestało swoje w magazynie, marniejąc i tęskniąc za czasami świetności, ale istnieje nadal. Pradziadek wszystkich concept-carów stoi odrestaurowany w kolekcji General Motors i ma się dobrze.

Mrs. Petrolhead

Poprzednie teksty Oli: