klasyk do porannej kawki

Fiat Panda 900 – dance! Roztańczona wersja, świeżo uratowana z pożaru na Woli

Fiat Panda 900 w wersji DANCE to wyjątkowe auto, które przyciąga spojrzenia i zachwyca kolorami. Boczki, fotele, barwne naklejki – wszystko jest mega wdzięczne!

Fiat Panda 900 DANCE już od samego początku zaskoczyła nas swoim stanem, zarowno technicznym, jak i blacharskim. Idealny czarny odcień, równo przyklejone naklejki, pomimo prawie 30 lat na karku, wyglądały, jakby właśnie zostały naklejone. Trzeba jej to przyznać – zrobiła bardzo dobre pierwsze wrażenie, nawet w pełnym słońcu!

Fiat Panda 900 – wdzięczny reprezentant aut najmniejszych

Fiat Panda pierwszej generacji został zaprezentowany w 1979 roku. Projekt wozu został przygotowany przez Giorgetto Giugiaro, wirtuoza znanego z projektów takich aut, jak VW Golf, Mazdy 626, Renault 19, czy Maserati Ghibli.

Celem było stworzenie auta, którego produkcja miała być jak najtańsza. W rezultacie powstał wóz z mocno pudełkowatymi kształtami, z płaskimi szybami w jedynej wersji 3-drzwiowego hatchbacka.

Czerwiec 1983 roku przyniósł produkcję pierwszych egzemplarzy z napędem 4×4. Ten projekt został zaprezentowany przez austriacką firmę Steyr-Daimler-Puch. Co ciekawe, napędzał go silnik o pojemności 965 cm³ i mocy maksymalnej 48 KM. Natomiast w 1991 auto przeszło faceliting – pojawiła się również Panda Selecta z bezstopniową skrzynią biegów CVT i nowym silnikiem o pojemności 1108 cm³ i mocy 50 KM.

Jak się okazuje, Panda w wersji DANCE produkowana była od marca 1990 do marca 1992. To musiał być niesamowicie kolorowy czas, kiedy można było dostać taki samochód prosto z salonu. Co ciekawe, w 1981 Panda I zajęła drugie miejsce w Plebiscycie na Europejski Samochód Roku. Wyprzedził ją Ford Escort Mk III.

Panda (let’s) DANCE

Fotografowany przez nas egzemplarz to dumny reprezentant wersji DANCE, z silnikiem o pojemności 903 cm³ i mocy 45 KM. Konstrukcja pochodzi jeszcze z Fiata 127. Panda ze zdjęć to model wyprodukowany już po face liftingu.

Patrzysz na to auto i mówisz „WOW”. Barwne siedzenia, boczki drzwi w jednolitym kolorze, ciekawa deska rozdzielcza i zegary ze Świętym Graalem Pandziarzy – analogowym zegarkiem.

Fotele nie są jakieś świetne, ale wciąż pozostają niesamowicie wdzięczne i sprawiają, że aż miło się na nich siedzi. Z tej perspektywy lepiej widać kokpit. Znajdziemy tu minimalistyczne przyciski do włączania świateł, grzania tylnej szyby. Obok, tuż przed oczam kierowcy, prędkościomierz, wskaźnik ilości paliwa i totalnie wyjątkowy „komputer”, który wskazuje na włączone światła lub otwarte drzwi. Kierowca zostanie o wszystkim poinformowany.

To, co misie lubią najbardziej – smaczki

Jak w każdym aucie, jeszcze na czarnych tablicach, znajdzie się i tu kilka smaczków. To przede wszystkim święty Krzysztof na szczęśliwą drogę. Ciekawostka: Panda, cudem tak naprawdę, uratowała się z głośnego przed kilkoma dniami pożaru na warszawskiej Woli, w którym spłonęło 47 aut. Dopiero po fakcie dowiedziałam się, że nasze spotkanie mogłoby się w ogóle nie odbyć. W aucie znajduje się również oryginalny klucz do kół oraz sekretnie ukryty śrubokręt.

Panda, jakich już mało

Oryginalny stan tego auta tylko udowadnia, że warto je było garażować przez ponad 23 lata. Zapytacie pewnie, jak można stać się właścicielem takiej perełki. Nie trzeba wiele – wystarczy śledzić fora, tam czasem krążą jeszcze takie egzemplarze.

Auto ma uchylane tylne szyby, czego brakowało chociażby w trzydrzwiowych modelach Golfów. Stoi na świetnie wyglądających alufelgach, które dodają pazura i sprawiają, że wygląda jeszcze lepiej. Ba, na aucie nawet dumnie widnieje już naklejka z Retro Prząśniczki 2020 za elegancką prezencję.

Właściciel, Filip, już zapowiedział, że chowa swój okaz na zimę do garażu, tym razem już innego. Z tego, co się dowiedziałam, model sprawuje się zaskakująco dobrze, próbował nawet swoich sił w wyścigu z Saabem 900 z silnikiem 2.0 i… niewiele mu brakowało!