Justyna i jej przygoda z polską motoryzacją. „Jazda polonezem to takie girl power w wydaniu na cztery koła”
Polską motoryzacją, i miłością do niej, Justynę zaraził jej chłopak, a dzisiaj już mąż. Wszystko zaczęło się od Borewicza z 1986 roku.
Dlaczego polonez?
Justyna od dawna interesuje się polską motoryzacją. Na pytanie „dlaczego”, odpowiada od razu: myślę, że trochę z przypadku. Dokładnie 10 lat temu przyjechał do niej chłopak – tak, teraz już mąż – i oznajmił, że tego dnia zrobią coś szalonego. Dużo wtedy jeździli po Polsce i dziewczyna pomyślała od razu, że może będzie jakaś dalsza wycieczka, może skok na bungee.
Nic z tych rzeczy – on zawiózł ją, by oglądać samochody.
Justyna wiedziała, że chłopak miał kiedyś malucha i dużego fiata, no i że jest totalnie zakochany w polskiej motoryzacji. Z kolei ona to miłośniczka lat 70-80, zakochana w starych meblach, bibelotach, modzie z epoki, modernizmie i kolorowych latach 90. Szybko oddała swoje serce tym samochodom.
I tak wspomnianego dnia pojechali oglądać Fiata 125p – był brązowy i miał jasny dach. Był piękny, ale kontakt z właścicielem był dość utrudniony, więc musieli wybrać opcję numer dwa. Czekał na nich jeszcze Polonez Borewicz z 1986 roku, biały. Oczywiście go kupili i to była ta szalona, zapowiadana rzecz.
Polonez sprawił, że Justyna wraz z rodziną spędza rodzinnie czas na różnych wycieczkach, często zwiedza duchologiczne miejsca. Szuka tam pamiątek po czasach, w których samochód przeżywał swoją młodość! Często jeżdżą na zloty, poznają super ludzi z pasją, zakochanych w tym, co Justyna. Jazda polonezem to dla niej też wspomnienie wspaniałego dzieciństwa – w końcu na najlepsze wakacje na Lubelszczyznę jeździła wraz z rodziną właśnie czerwonym polonezem z 1989 roku. Potrafił zmieścić cały dom!
Polonez, totalnie analogowy twór, przypomina jej też o czasach, w których ludzie mimo wielu ograniczeń i zakazów rozmawiali ze sobą, uśmiechali się i byli po prostu ludźmi – a nie tak jak teraz – otoczeni elektroniką, schowani za ekranami.
Mimo, iż urodziłam się na samym początku lat 90., gdzieś tam w głębi wiem, że moje serducho zaczęło bić dużo, dużo wcześniej.
– tłumaczy.
Jak to jest z tą polską motoryzacją?
Justyna przyznaje, że od razu polubiła się z Polonezem.
Byłam dumna, że sobie dobrze radzę za kierownicą, choć jechało się nim jak hektarem pola. Spędził z nami trochę czasu, mieliśmy plan, żeby pojechać nim na Hel, ale ostatecznie się nie udało. Świetnie się za to sprawdził w objazdowce po Bieszczadach, gdzie pod koniec wyzionął ducha… Jednak mąż mechanik pogłaskał i auto ożyło 🙂
Później Justyna zaszła w ciążę, plany zmieniły się trochę, więc małżeństwo oddało go w kolejne dobre ręce, a samochody zeszły na jakiś czas na drugi plan.
UAZ-469rs, kryptonim „chemik” – czyli jak będąc „żółtodziobem”, doprowadziłam projekt do końca
Dopiero w 2018 kupili ich obecnego poloneza, a w dzień 18 ( 🙂 ) urodzin Justyny przyjechał on ze Śląska na Podkarpacie!
Nie jest to najładniejszy samochód, a już na pewno nie jeździ się nim gładko. Jestem wielką fanką modernizmu i bardzo mi pasuje taki design. Jest na pewno więcej pięknych samochodów z epoki, do których wzdycham, ale moje serce oddane jest rodzimej marce. Jako wielka fanka porucznika Borewicza nie mogłam wybrać inaczej.
– tłumaczy Justyna.
Justyna przyznaje od razu, że nie do końca zna się na mechanice. Za to polonezem jeździ bardzo dobrze.
Myślę, że każdy kierowca powinien podczas nauki jazdy mieć kilka godzin nauki samochodem z epoki, ciężkim, topornym i bez wspomagania. Taka jazda uczy szacunku do pojazdu.
– dodaje.
Dla niej jazda polonezem to takie girl power w wydaniu na cztery koła. Nie jarają jej współczesne samochody, które praktycznie same jeżdżą.
Czy jadąc takim inteligentnym samochodem można się nazwać kierowcą, kiedy samochód praktycznie sam jedzie, sam parkuje i się uruchamia? Myślę, że chyba nie.
– podsumowuje.
Zdjęcie główne: Elżbieta Krupińska